Nowe normy CO2 – czy jest czego się obawiać? Temat został poruszony po raz kolejny, po raz kolejny także jest mocno elektryzujący. Ograniczenia jakie planuje wprowadzić Unia Europejska mogą okazać się zabójcze dla producentów, ale też posiadaczy samochodów. Szczegóły poniżej.
Nowe normy CO2
Czego konkretnie mają dotyczyć nowe normy CO2? Jak łatwo się domyślić, chodzi o ograniczenie spalin. Te zresztą i tak rokrocznie w nowych pojazdach są redukowane. Tym razem postanowiono jednak, mówiąc wprost, pójść na całość.
Przedstawiciele Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego oraz Rady Europejskiej chcą, aby w samochodach do 2025 roku zredukowano średnią emisję spalin o 15%. To jednak nie koniec. W ciągu kolejnych pięciu lat, redukcja CO2 ma wzrosnąć aż do 37,5%. Czy jest to w ogóle możliwe?
Warto zwrócić uwagę, że początkowy plan zakładał zmniejszenie produkcji spalin do 2030 roku o 30%. Już wtedy mówiono, że może być to bardzo trudne. Teraz europejskie władze próg podniosły o kolejne niemal 10%! Tak surowe obostrzenia mogą doprowadzić do niepokojących sytuacji związanych z rynkiem motoryzacyjnym.
Nowe normy CO2 – konsekwencje
Pierwszym co przychodzi na myśl, jest znaczna zmiana planów producentów aut na kolejne lata. Choć liderzy światowych marek samochodów coraz więcej inwestują w pojazdy elektryczne i hybrydowe, to nowe przepisy wywierają na nich jeszcze bardziej zdecydowane kroki. Mówi się bowiem, że udział w rynku europejskim samochodów elektrycznych w przytaczanych latach, ma wynieść aż 25%. Czy jest to w ogóle realne?
Do tego wszystkie oczywiście dochodzi wątek pieniężny. W razie niewywiązania się z obostrzeń Unii Europejskiej, koncerny motoryzacyjne będą zmuszone do zapłaty ogromnych kar. Mówi się, że ich kwota może osiągać nawet pułap 30 miliardów Euro. Co więcej, wymuszenie produkcji większej ilość pojazdów z napędami inne niż spalinowe, będzie skutkować większymi kosztami produkcji. A co za tym idzie – społeczeństwo będzie więcej płacić za samochody. Zwiastuje to dość znaczące spadki sprzedaży.
Niektóre źródła podają, że wiele marek pojazdów już teraz planuje wdrożyć pewnego rodzaju plany awaryjne. Okazuje się jednak, że i one mogą nie wystarczyć do załatania dziur budżetowych, które mogą wywołać nowe przepisy o emisji spalin.