Odprawił mszę mimo zakazu – we Włoszech głośno jest o 88-letnim kapłanie, który nie zważając na rozporządzenia wydane przez tamtejsze władze, zdecydował się zorganizować i odprawić mszę świętą. W niektórych regionach pogrążonych w epidemii Włoch, rząd wydał surowy zakaz organizacji imprez masowych, meczów piłkarskich a nawet nabożeństw. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy się do tego stosują. Pojawiają się także dziwne tłumaczenia osób, które złamały reguły.
Odprawił mszę mimo zakazu – we Włoszech głośno o 88-letnim kapłanie
Włochy to europejski kraj, który najmocniej odczuwa epidemię koronawirusa. Jak dotąd, spośród wszystkich państw na starym kontynencie, to właśnie tam zachorowało najwięcej osób. Podobnie jest z ilością zgonów, która znacznie przewyższa to, co dzieje się choćby w krajach ościennych. Z tego też powodu, miejscowe władze robią wszystko, aby powstrzymać rozwój śmiertelnie niebezpiecznego wirusa. W związku z tym odwoływane są imprezy masowe, mecze piłkarskie, koncerty, a nawet nabożeństwa. Jak się okazuje, do zakazów nie wszyscy się jednak stosują. Tak było właśnie w przypadku mszy świętej, którą wbrew temu co się zaleca, odprawił 88-letni kapłan, Antonio Lunghi. Choć w nabożeństwie w Castello d’Agogna udział wzięło zaledwie osiem osób, o wszystkim dowiedzieli się karabinierzy i poinformowali władze.
88-letni kapłan zarzeka się, że nie wiedział o zakazie. Teraz mogą czekać go poważne konsekwencje
Portal rmf24.pl, powołując się na zagraniczne media podaje, jakoby księdzu groził zarzut niestosowania się do rozporządzeń władz. Duchowny tłumaczy jednak, że nie miał pojęcia o obostrzeniach, które wprowadzono w regionie gdzie odprawiał mszę. 88-latek przyznał, że nie korzysta ze skrzynki e-mail, a właśnie tam miejscowa diecezja przesłała informacje dotyczące wstrzymania odprawiania nabożeństw.
Czy takie tłumaczenia okażą się jednak wystarczające? To już kolejna nierozważna decyzja poszczególnych jednostek we Włoszech. Wczoraj informowaliśmy o mężczyźnie, który mimo zakażenia koronawirusem – jak gdyby nigdy nic opuścił oddział zakaźny i taksówką pojechał do domu. Jemu także grożą konsekwencje narażenia innych na zarażenie groźnym wirusem.
źródło zdjęcia: NYTimes