Site icon aju.pl

Koronawirus: relacja z powrotu z Chin do Polski. Procedury bezpieczeństwa nie istnieją

koronawirus

Koronawirus nadal jest tematem numer jeden w polskich i światowych mediach. Cała Europa boi się, że groźna choroba przeniesie się z Chin w dalsze zakątki świata. Wobec tego, na wielu europejskich lotniskach, które przyjmują loty z Chin, dochodzi do szczegółowych kontroli pasażerów. Wszystko po to, aby wykluczyć możliwość rozprzestrzenienia się zarazy. A jak procedury bezpieczeństwa wyglądają w Polsce? W sieci pojawiła się relacja mężczyzny, który dopiero co wrócił z Pekinu. Z jego słów wynika, że nasz kraj nie traktuje do końca poważnie zagrożenia, z jakim do czynienia mają już w innych miejscach. Warto dodać, że pierwszy oficjalny przypadek koronawirusa, odnotowano już w Niemczech.

Koronawirus rozwija się w szybkim tempie, coraz więcej zarażonych i zgonów – ostatni raport z Chin

Liczba zgonów oraz zarażeń w Chinach, dramatycznie wzrasta. Ostatni raport dotyczący skali epidemii podaje, że zaledwie w ciągu doby, w prowincji Hubei potwierdzono aż 1291 nowych przypadków zachorowań na koronawirusa. W tym samym czasie umarły kolejne 24 osoby. 690 osób jest natomiast w stanie krytycznym. Jak na dłoni widać zatem, że wirus nabiera na sile. Wiele osób wciąż uważa, że dane te są zdecydowanie zaniżane – pochodzą bowiem od chińskich władz. Strach zatem pomyśleć, jak ogromna jest skala zagrożenia, gdyby rzeczywiście informacje te miały być mocno zatuszowane. Sumaryczny bilans wygląda w chwili obecnej następująco: 4231 zakażonych oraz 106 zgonów. Wartości te stale rosną. Na bieżąco i wielce rzetelnie, o wszystkim pisze często przytaczany przez nas portal KiKŚ – Konflikty i Katastrofy Światowe:

ZOBACZ TAKŻE: KORONAWIRUS JUŻ W NIEMCZECH! ZARAŻONY MIAŁ KONTAKT Z KOBIETĄ POCHODZĄCĄ Z CHIN – BYŁ Z NIĄ NA SZKOLENIU

Koronawirus: relacja z powrotu z Chin do Polski. Polskie służby nie traktują zagrożenia poważnie?

Jak przed ewentualnym wystąpieniem koronawirusa przygotowana jest Polska? To pytanie przewija się od czasu, gdy w sieci gruchnęła wiadomość o polskich studentach przebywających w epicentrum zarazy – Wuhan – wracających do Polski. Wiele osób domagało się, aby przyjezdnych objęto obowiązkową kwarantanną. Warto jednak dodać, że to nie były jedyne osoby, które w tymże czasie przyleciały do naszego kraju z Chin. Jedną z nich jest także Pan Michał Brańka, który swoją przygodą podzielił się w portalu Facebook. To o czym napisał, może budzić niepokój i wątpliwości co do tego, że jesteśmy w stanie obronić się przed ewentualnym pojawianiem się choroby.

Pan Michał w Pekinie przebywał od 23 do 25 stycznia. Tam miał brać udział w występach organizowanych z okazji Chińskiego Nowego Roku. Jednakże, jako że wszystko odwołano z widomych względów, Polak zdecydował się na powrót do kraju. Jak sam przyznaje, znajdował się około 1000 kilometrów od Wuhan, gdzie sytuacja jest najgorsza. Autor postu przyznał, że w mieście w którym się znajdował, był pod dobrą opieką, nie widział także tak dramatycznych obrazków, jakie publikuje się w sieci (prawdopodobnie pochodzących z Wuhan). Niemniej na palcach jednej ręki można było policzyć osoby, które nie nosiły masek ochronnych. Warto jednak zwrócić uwagę na samą podróż, która przebiegała w następujący sposób: Pekin – Dubaj – Warszawa – Kraków.

Na lotnisku w Polsce zero zainteresowania turystami z Chin

Będąc jeszcze w Chinach byłem w ciągłym kontakcie z bliskimi, dowiadywałem się o tym, że na lotnisku w Polsce czeka nas wypełnianie papierów, badania itp. – zgodnie z tym co pisane było w mediach. I tutaj już mam coś do powiedzenia, ponieważ to bzdura, bałagan i to, co jest mówione w mediach mija się z prawdą.

Z relacji Pana Michała wynika, że na chińskim lotnisku wyraźnie dało się odczuć obecność środków zapobiegawczych. Wszyscy mieli na sobie maski. Zauważyć można było także bannery ostrzegające przed wirusem, oraz specjalne strefy pomiaru temperatury na drogach do bramek. Oprócz tego wielu ochroniarzy i pracowników służb. W Dubaju na pasażerów czekał kolejny lekarz, jednak wszystko zorganizowano już na zdecydowanie mniejszą skalę. W Polsce natomiast, pasażerami z Chin zupełnie nikt się nie przejął.

Największych kontroli spodziewaliśmy się jednak już w Polsce. Pisano mi, że przygotowano jakieś karty pasażera, ludzie są zabierani na obserwację, lotnisko jest świetnie przygotowane i wręcz od nich należałoby brać przykład.
I tutaj klops…
NIKT SIĘ NAMI NIE ZAINTERESOWAŁ. NIKT NAS NIE SKANOWAŁ. NIKT NAS NIE BADAŁ. NIE ZROBIONO ABSOLUTNIE NIC!!!

W sieci można znaleźć także takie relacje podróżujących z Chin do Polski

Polacy proszeni o powrót na lotnisko w Warszawie, gdy byli już w drodze pociągiem do Krakowa

Poza tym, że nikt na polskim lotnisku nie zainteresował się pasażerami z Chin, kolejne godziny były jeszcze bardziej absurdalne. Wszystko zaczęło się od wiadomości SMS, którą Pan Michał otrzymał od Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zalecano w niej, aby osoby wracające z Chin poinformowały o tym fakcie straż graniczną. Problem w tym, że sam zainteresowany w tym momencie siedział już w pociągu z Warszawy do Krakowa. Gdy próbował dodzwonić się do MSZ, okazało się, że w weekend infolinie są nieczynne. Udało się dodzwonić dopiero na Lotnisko Chopina. Tam stwierdzono, że dobrze by było, aby pasażerowie na nie powrócili – będąc już 5 godzin po wylądowaniu. Gdy jasne stało się, że nie jest to możliwe, rzeczone lotnisko poleciło, że gdyby Pan Michał poczuł się chory w domu, wtedy powinien wrócić na lotnisko. Trudno skomentować to w jakikolwiek sposób.

Z dalszej relacji wynika, że rzetelna pomoc nadeszła dopiero z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie. Poza tym, pasażer musiał polegać sam na siebie. W związku z tym, Pan Michał zdecydował się podjąć kroki zapobiegawcze. Zamierza zostać na kilka dni w domu, szczególnie dbając o higienę i dezynfekcje ubrań w których podróżował. Do tego prewencyjne lekarstwa.

Znajomi, którzy podróżowali z Panem Michałem, mają objawy przeziębienia – w szpitalu powiedziano im, aby „nie siali paniki”

Z nieprzyjemną sytuacją spotkali się także przyjaciele Pana Michała, którzy po podróży odczuwali objawy przeziębienia. Niestety, szukając pomocy medycznej, spotkali się z odmową. Zalecono im wrócenie do domu i „nie sianie paniki”. Zdecydowanie nie o to chodzi w prewencji przed śmiertelnie niebezpiecznym koronawirusem. Pomoc otrzymali dopiero w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.

Moi przyjaciele mają drobne objawy przeziębienia, być może ze zmęczenia i teraz jak to piszę walczą o pomoc na SORach i Oddziałach Chorób Zakaźnych, gdyż w razie objawów właśnie tak zaleciła postępować PSSE w Krakowie. Natrafiają na komplikacje, jedna z osób została odesłana bez podstawowych badań oraz ze słowami, żeby sobie poszła i nie siała paniki.

Koronawirus to w ostatnim czasie niezwykle gorący temat. Oryginalny, szczegółowy wpis Pana Michała, można zobaczyć poniżej – warto go przeczytać:

źródło zdjęcia: The Guardian

Exit mobile version